wtorek, 11 lutego 2014

VII Ciekawość malowała się na ich twarzach...

Po 10 minutach postanowiłam pójść do łazienki i zmyć bitą śmietanę z siebie,przy okazji przebrać sie w inne ciuchy bo tamte całe się lepiły.Po 20 minutacch spędzonych w łazience wyszlam z niej kierując się na dół do paczki wassabiego.Kiedy byłam na schodach usłyszałam głosy dochodzące z kuchni.To nie wróży dobrze.Gdy już byłam na dole schodów potknełam się o noge od stolika który stał koło wejsćia na góre,spadła z niej mała figurka przedstawiająco aniołka ze strzałą kupidyna,schyliłam się żeby pozbierać pozostałości po aniołku gdy nagle rzuciło mi się w oczy zdjęcie stojące na stoliku w drewnianej ramce.Przedstawiało one moich rodziców,mnie i Alex'a,wszyscy sie szeroko uśmiechamy,a w oczach można bylo dostrzec szczeście i radość.Pamietam ten dzień jakby to było wczoraj a mineło sporo czasu od tego dnia...to było 3 lata temu. Były to  wakacje,które miały być najleprze ze wszystkich,miały być szcześliwe,pełne radości.Nikt w te wakacje nie miał czuć się samotnie,każdy miał sie poczuć kochany,ważny.Miały być niezapomniane...i takie były.Spycjalnie na te wakacje rodzice kupili dom w środku lasu,wtedy nawet nie pszyszło nam do głowy żę dzisiaj będziemy mieli takie zmartwienia.Nawet nie wiem kiedy po moich policzkach zaczely płynąc łzy,były ciężkiego i gorzkie,a moi przyjaciele stali na środku korytarza i patrzyli na mnie nic nie rozumieją.Jack podszedł do mnie.-Kim..co się dzieje?-spytał cicho,zmartwionym głosem.Ja nicnie odpowiedziałam tylko się w niego wtuliłam,on nie spodziewająć się tego zachwiał się lekko ale złapał równowage.W jego ramionach rozkleiłam sie totalnie,popadająć w histerie.Jack  złapał mnie mocniej w tali i delikatnie podniósł sprawiając że moje nogi oplotły go w pasie.Zaczeliśmy się kierować w strone mojego pokoju,ja coraz bardziej wtulałam się w zgłembienie jego szyji,próbując się uspokoić.-Ćśś...-Jack próbował mnie uspokoić gładząc przy tym moje plecy.Za nami szli nasi przyjaciele,widziałam w ich oczach dezaprobate i przerażenie.W końcu doszliśmy do mojego pokoju,Jack położył mnie na łóżku,a sam usiadł obok mnie.

 

Po niecalych 10 minutach się już uspokoiłam,coć dalej łzy splywały mi po policzkach.-Kim,powiesz nam co się stało?-spytał się zmartwiony Jerry.Ja spojrzałam na niego i pokiwałam przecząco glową.Julia podała mi pudelko z chusteczkami,wzielam jedną i wysmarkałam nos,a drygą wytarłam policzki mokre od łez.-Kim powiedz nam.Spróbujemy ci pomóc.-mówiąc to Jack gładził mnie po moich błon włosach.-Kim..czy ty płaczesz dlatego że Jack czytał twój  pamiętnik?-tym razem odezwał się Grace.Nie odpowiedziałam tylko patrzyłam na nią najgorszym wzrokiem na jaki było mnie stać.-Okey,zrobiło się jakoś grożnie -wybełkotał przerażony Martinez.Dostał w łeb od Miltona.-Zgadzam sie z tobą-tym razem odezwał się Eddy,ale jak Jerry dostał w łeb tylko nie od Miltona,a od Jacka.-ałaaa!!!-Jerry zaczął się histerycznie śmiać.-I c się smiejesz?Jak dostaniesz od Jacka to zobaczymy kto sie będzie śmial ostatni.-Po słowach Eddy'ego,Jerry od razu umilkł.-Więc...Kim...powiesz nam co sie stalo?-spytała sie Julia,patrząc na mnie zmartwionym głosem.Popatrzylam na wszystkie twarze znajdujące się w pokoju i na każdych dostrzeglam to samo.Zmartwienie.-Mój brat...on ..-nie wytrzymałam,popadłam w kolejną histerie.-Milton w tamtej szufladzie jest czerwone pudełko,podaj mi je-Jack wskazał Miltonowi o którą szuflade mu chodzi.Milton podał mu pudełko,Brewer je otworzył- Kim ile bierzesz?-ja niereagowałam tylk rzucalam się po łożku jak opętana,krzyczałam,kopałam i wymachiwalam rękami.Łzy coraz to bardziej cięzkie spływąły mi po policzkach.-Kim!!!!-ja niereagowalam na Krzyki  i dalej robiłam to co wczesniej.Widzialam że Jack się wkurzyl,coś tam zaczął mówić do chłopaków,ale ja nie słyszałam.Po chwili chłopaki zaczeli do mnie podchodzić,Jerry złapał mnie za ręce,Milton za jedną noge,a Eddy za drugą,za to Jack usiadł na mnie okrakiem, chciał mi włożyć 2 tabletki do buzi,ale mu to nie wyszło,ponieważ je wyplulam,cały czas się szarpałam,ale w końcu udało sie im  i połknełam te tabletki.Chwile jeszcze mnie trzymali aż się uspokoie.Po 5 minutach się uspokoiłam,Jack mnie posadził na swoich kolanach i zaczął siędelikatnie bujać.Już się całkowicie uspokoiłam,miałam pewnie całe czerwone oczy i policzi mokre od łez.-Co to byly za tabletki??-To pytanie zadała Grace,ja spojrzałam na nią przerażona,każdy nagle zaczął się mi uwaznie przyglądać.Ciekawość malowała się na ich twarzach,ja przerażona schowałam głowe w silne ramiona mojego przyjaciela.-To są lekki na depresje-powiedział cały czas patrząc w okno.Spojrzałam na niego zdziwiona.-Wiem o tobie wiecej niż ci się wydaje-szepnął mi wprost do mojego ucha,delikatnie dotykając ustami mojego płatka ucha.Przeszedł mnie dreszcz.On to chyba zauważył bo sie uśmiechnął pod nosem.-A te pozostałe tabletki??-tym razem odezwał się Milton,który pierwszy otrząsnął się z szoku o wiadomości,żę ich kochana przyjaciółka ma depresje.-Kim ma schizofremie,wiec bierze tabletki,a tamte to vikodin na różne bóle.
-Kim ma schizofremie??-spytał niedowierzając Jerry.
-Ma niektóre objawy schizofremi,nie wszystkie ale większość,a po za tym depresja i schizofremia mają podobne objawy,Kim codziennie bierze tabletki więc choroby się nie ukazują,chyba żę to coś  przykrego,coś bolesnego,bardzo raniącego...-w tej chwili spojrzał na mnie,w jego oczach można było dostrzec żę się zastanawia co musiało być tak okropnego,ze mnie  złamało.
-Mój brat ma raka.-powiedziałam patrząć cały czas w podłoge.Zapanowała cisza w pokoju.-Został mu miesiąc,chyba że jakimś cudem uzbieram 500 000$......Tyle koszyuje lek-.Zapadła gucha cisza,która trwała w nieskończoność,a tak naprawde mineło może z godzine.
-Kupie ten lek-rozszedł sie głos Jack po pokooju.Każdy patrzył się na niego jak by zobaczyl ufo.Cccoo?-spytalam niedowierrzająć w to co słysze.-kupie ten lek.-powturzył patrząc  mi glęboko w oczy.-Jack to bardzo dużo pieniędzy.
-Kim,dla ciebie to bardzo dużo pieniędzy,ale dla mnie nie,dla mnie to normalna suma.Moi rodzice śpią na pieniądzach,pogadam z nimi.-A jak nie pożyczą tych pieniędzy?
-Kim moi rodzice nie pożyczą ci pieniędzy,tylko dadzą.Nie bedziesz musiała oddawać tych pieniedzy.A po za tym moi rodzice bardzo cie lubią.Jutro pójdzieemy po szkole wszyscy do szpitala razem z moimi rodzicami,okey?-cały czas trzymał w dłoniach moją twarz.Glęboko patrzył mi w oczy.Ja delikatnie pokiwalam głową,lecz po chwili rzuciłam się mu na szyje.-Dziękuje!!!!!Mam dług u ciebie do końca życia!!-mocno go przytulilam.Byłam przeszczęśliwa,lecz obawa że rodzice nie dadzą mojej rodzinie tych pieniędzy nie przemineła.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest,napisałam!!!!:D Wiem,nudny wyszedł,ale postaram się żeby następny był ciekawszy:)
Przepraszam za błędy,ale szybko pisałam,mam nadzieje że mi wybaczycie...;)
Następny nie wiem kiedy,ale postaram się szybko go dodać.
Rozdział dedykuje:
Marmalad M. 
 Niezwykła000
 Maddie Howard
 Ola Payne
 Klaudia Koczara
                                                                                                                          KIRA                                                                                                       

poniedziałek, 10 lutego 2014

VI Kiedy nadzieja umiera,śmierć to tylko formalność...

Alex podszedł do nas i przytulił.Widziałam strach w jego oczach,ale wiedziałam że próbował to ukryć.Zawsze chciał ukryć swoje słabości.Jest taki podobny do mnie.Mama zaprowadziła nas na kanape w salonie,nasza rodzicielka usiadła na środku,ja po lewej stronie,a Alex po prawej i się wtuliliśmy w nią jak w misia.-Moje kochane dzieci...tak bardzo was kocham-mama powiedziawszy to pocałowała nas w czółko.Po  pewnym czasie mój młodszy braciszek odpłynął w objęcia Morfeusza,mama patrzała na niego i płakała jak jeszcze nigdy,choć widziałam że chciała sie opanować,co przychodziło jej z trudem.-Mamo dzwoniłaś do taty?-spytałam po pewnym czasie.-Tak,powiedział,że jutro przyjedzie.-mama nawet na chwile nie odrywała wzroku od Alex'a.-Puszczą go do domu??Przecież..no wiesz dziesiaj tam pojechał.-powiedziałam troche zdziwiona,przecież w wojsku panują pewne zasady i często do domu nie wypuszczają żołnierzy,-Dobrze że ma  wyrozumiałego przywudce...jeśli chodzi o naszą  rodzine,dobrze wiesz że tata dałby się za nią pokroić.-spojrzała na chwile,by znów przenieść wzrok na jej najmniejsze dziecko.Patrzała na niego w taki sposó jakby chciała zapamiętać każy najmniejszy szczegół,jak wygląda,jakki kolor ma oczu,czy ma jasną plamke w oku,jak pachniał.Niemogłam na to patrzeć,odwruciłam wzrok.Czemu musiało spotkać to akurat naszą rodzine?Czym zawineliśmy,że spotyka nas tak okrutna kara?Czy jest jakiś magiczny sposób że wszystko wróci do normy,że Alex wyzdrowieje??Z takimi pytaniami zasnełam,zastanawiając się czy kiedyś znajde na nie odpowiedż??
Rano obudził nas tata w stroju żołnierza,pewnie nie zdążył sie jeszcze przebrać.-Tata!!!!-w całym domu było słyszeć moje i Alex'a krzyki,wywołane widokiem taty.Rzuciliśmy się mu na szyje i z całych sił go przytuliliśmy.Po 5 minutach, kiedy skończyliśmy "dusić" tate,podszedł do mamy i ją namiętnie pocałował.-Fuuuu-Alex zrobił przy tym śmieszną minę,jakby zjadł cytrynę.Wszyscy się z tego zaśmialiśmy.Rodzice się mocno do siebie przytulili,chciałabym też kiedyś mieć takiego męża jak tata.Dla naszej mamy zrobił by wszystko,ukradł księżyc,kupił by największą gwiazdę jaka jest na niebie,wystarczy tylko jedno słowo mamy.Alex podszedł do  mnie i prrzytulił mnie.-Kim...boje się-wyszeptał cicho.Przymknął oczy i opadł na mnie.Zemdlal.-Alex!!!!!!-krzyknełam wystraszona.Mama szybko do nas podbiegła,a tata wyciągnął telefon i zadzwonił po karetkę.Po 10 minutach,które dla mnie ciągł się w nieskończoność,przyjechała karetka.Nawet się nie przebierałam tylko od razu wsiadliśmy w samochód i pojechaliśmy do szpitala.Teraz czekamy pod salą mojego brata,na jakieś wieści,nie chcą nas wpuścić do środka,bo niby będziemy przeszkadzać w badaniach.Po 30 godzinie czekania na jakiegokolwiek lekarza,który poinformuje nas co sie dzieje z Alex'em zjawił sie stary lekarz.-Alex jest osłabiony,to normalne przy tej chorobie,lepiej żeby przez ten czas został w szpitalu.Chciałbym jeszcze z państwem porozmawiać na temat leczenia tej choroby.-mówiąć to przyglądał się moim rodzicom bardzo uważnie.-Czyli jest nadzeja że Alex wyzdrowieje!?-spytałam pełna entuzjazmu.-Zawsze trzeba mieć nadzieje-powiedział to starzec-Ja mam nadzieje-powiedziałam patrząc na drzwi do sali Alex'a ale ta nadzieja umiera.-dodałam po chwili.-Kiedy nadzieja umiera ,śmierć to tylko formalność.-powiedziawszy to  poszedł z moimi rodzicami do swojego gabinetu.Po 13 minutach przyszli moi rodzice i weszliśmy do sali w której leżał Alex.-Co mówił lekarz?-zadałam to pytanie które korciło mnie by zadać je gdy tylko zobaczyłam swoich rodziców.-Jest sznasa aby Alex wyzdrowiał,naykowcy wynależli niedawno  lek na raka,ale potrzeba pieniędzy,dużo,bardzo dużo pieniędzy.
-Ile dokładnie?
-Dużo.
-Ile?
-500 000 $.
-Z banku możemy wziąść pozyczke na 150 000 $,z wojska 50 000$,gdybyśmy sprzedali samochód 90 000$,ale wciąż brakuje nam 210 000$.Nie mamy z kąd wziąść tylu pieniedzy.-dodał tata,nagle w pokoju zrobiło się cicho jak makiem zasial,jedyne co było słychac to pikające maszyny podłączone do Alex'a i jego spokojny oddech.-Gdzie się tak wystroilaś,Kim?-spytal się tata,lustrując mnie wzrokiem.-Prawda że ślicznie?-powiedziała mama pełna zachwytu,ale tata to zignorował-Według mnie jest ona za krótka,masz dopiero 17 lat.Pytam się jeszcze raz gdzie,a raczej dla kogo sie tak ubralaś?
-Oj przestań.-powiedziała mama,lecz każdy sie tak zachowywał jakby  wo gule jej tu nie było.
-Była  na randce z Jackiem.-każdy spojrzał na łóżko zkąd słychać było ostatnie wypowiedziane słowa.Zobaczyliśmy Alex'a,który się już obudził-Jak się czujesz?-spytała mama-dobrze,o dziwo dobrze-powiedział Alex i sięgnął po swoją ulubiona maskotke.-Jaki Jack?-a już myślałam żę zapomniał,ale nie on musi pamiętać o mało istotnych rzeczach,ale o świętach Bożego narodzenia to zapomniał tłumacząc sie że każdemu się zdaża zapomnieć.-A taki jeden.-powiedziałam rumieniąc się,nie lubiałam rozmawiąc z tatą o moich chłopakach,bo zawsze te rozmowy prowadziły do jednego,seks,przecież jakby się dowiedział że z kimś to robiłam to ja bym miała szlaban do końca życia,a jego zabił i zakopał gdzie nikt nie znajdzie jego zwłok.Oczywiście tego jeszcze nie robiłam i narazie nie zamierzam.-Nic on dla mnie nie znaczy.
-ta nic nie znaczy,a kto przewrucił dom do góry nogami bo nie mógł znałeśż buta,co,możę ja?-powiedział Alex,śmiesznie poruszająć brwiami
-Niby skąd wiesz żę nie mogłam znależć akurat buta,przecież cię nie było jak go szukałam?-nagle mnie olśnił.-To ty go schowałeś!!!-krzyknelam oburzona.-Przez ciebie sie nie wyrobiłam i Jack musiał na mnie czekać-Wzielam poduszke i zaczełam go okładać.-Ałła!!Ty nie czuła kobieto!!!!Przestań!!!Jakbyś nie mogła ubrać innych!!
-Inne by nie pasowały!!!-tata zabrał mi moją broń przeciw Alex'owi.-Uspokujcie się!-powiedziała mama.
 Cały dzień przesiedziliśmy w szpitalu u Alex'a, a obiad zjedliśmy w kawiarence na dole  przy wyjściu ze szpitala.podczas tego czasu powiedzieliśmy mu że jest możliwość wyleczenia  choroby i ile by to nas kosztowało.Dochodziła godzina 19:30.-Kim jutro idziesz do szkoły,idź do domu my z tatą zostaniemy na noc.
-Mamo też chce zostać!!!
-Kim idziesz do domu,a jutro do szkoły.
-Nigdzie nie idę !!!
-Możesz zadzwonić do przyjaciół,mogą u nas nocować,ale jutro do szkoły idziecie więc nie siedźcie do póżna-.Nie chętni  przystałąm na tę propozycje,pożegnałam się z Alex'em  i z rodzicami.Obiecałam bratu odwiedzić go jutro i że zdobędę te pieniądze.Po drodze do domu zadzwoniłam do całej paczki z pytaniem czy przychodzą do mnie na noc.Wszyscy się zgodzili.Gdy weszłam do domu,szybko pognałam do łazienki  w celu wzięcia prysznica.Po odświeżającym prysznicu wytarłam się ręcznikiem,ciało wybalsamowałam czekoladowym balsamem.Założyłam na siebie czarne dresy rurki i do tego granatową bokserke,włosów nie związywałam.Gdy wyszłam z pokoju potknełam się o jakąś szarą torbe-Cholera!!Co za debil postawił na środku korytarza torbę?!!-wydarłam się na cały dom.zeszłam do salonu a tam zobaczyłam swoich przyjaciół rozwalonych na fotelach i kanapie.Poszłam do kuchni napić się soku,gdy nagle mnie olśniło.Co oni tu robią ??Przecież ich nie wpuszczałam do domu??Szybko pobiegłam do salonu-Co wy tu robicie?-spytałam się ich,a oni jak to oni...-siedzimy,lezymy,oddychamy,czekamy na ciebie...a Jack coś czyta,nawet nie wiem co-powiedział Milton-Jack czyta??-spytałam zdziwiona,przecież on nigdy nic nie przeczytał-Powiedział że to będzie jedyna książka,jaką przeczyta całą-powiedziała tym razem Julia.-I nie ciekawi was co czyta??
Nie.-odpowiedzieli chórem wszyscy.Ja za to spojrzałam na nich dziwnie.-Kim my nie jesteśmy zakochani w Jackutak jak ty że musimy wszystko o nim wiedziec-powiedziała Greace.-W to wątpie.-spojrzałam na nią lodowatym wzrokiem.Wszyscy spojrzeli sie na mnie dziwnie.Nagle usłyszeliśmy histeryczny śmiech Jacka,który zawzięcie coś czytał i się śmiał.Wszyscy spojrzeliśmy na niego jak na idiotę.-"Ale on jest seksowny,a szczególnie bez koszulki,boże chodzący bóg seksu."-zaraz skądś to znam...chwila przecież to...-Mój pamiętnik!!!!!!!-rzuciłam się na niego,on spadł z kanapy a ja polaciałam na niego.-Oddawaj to!!Słyszysz nie moto jedna!!-on przekręcił się i teraz on leżał na mnie,a raczej siedział okrakiem.Cały czas się śmiał,nie mógł sie opanować.Szybko wstał i zaczół uciekać.Po całym domu go goniłam,lecz po chwili go zgubiłam,trudno było go usłyszeć ponieważ zakłucały mi śmiechy naszych przyjaciół.-Matko,te jego hipnotyzujące oczy,jak...-nagle usłyszałam głos dochodzący z kuchni szybko tam pobiegłam.-Mam cie!!-krzyknełam wbiegajc przez jedyne wejście do kuchni,lecz go tam nie było,odwruciłam się i zostałąm spryskana bitą śmietaną.Byłam cała w słodkim kremie,a najwięcej jej miałam w dekolcie-Niech twoja mama nie zdziwi się jak zobaczy twoje martwe zwłoki!-powiedziałam to a on nic se z tego nie robił tylko się śmiał.Zobaczyłam ze mój pamiętnik trzyma w lewej ręce,szybko go zabrałam i pobiegłam do pokoju i głembko go schowałam.Po chwili zbiegłam do salonu  i zobaczyłam śmiejących sie przyjaciół z Jackiem na czele.Podbieglam do niego  iz całej siły go przytuliłam.Teraz on razem ze mna był cały w bitej śmietanie.Jemu już nie było do śmiechu za to ja tarzałam się po podłodze,nie mogąc opanować śmiechu,serio żebyście widzieli jego mine.hahahahaha.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział dedykuje Olivii B.N
ten rozdział pisałam z myślą o tobie,
mam nadzieje że Ci się podoba <3
 

                                                 5 KOMENTARZY=NEXT


Taki mały szantażyk,hahaha
a i dzięki że komentujecie i  piszecie co wam nie pasuje,nie mam wam
tego za złe,postaram się poprawić i nie popełniać
tylu błędów.


                                                                                                                           KIRA